Nie ma takiego rodzica,
który w swojej praktyce wychowawczej nie miałby do czynienia z konfliktem.
Konflikt był, jest i będzie wpisany w nasze codzienne życie - pojawi się
wszędzie tam, gdzie dwoje lub więcej osób podejmie próbę wzajemnego kontaktu w
związku z zaspokojeniem własnych potrzeb.
Nie ma problemu wtedy, gdy
rodzice i dzieci dążą do tego samego – np. wspólnie przygotowują kolację, by
zaspokoić potrzebę głodu; wspólnie wybierają nowy samochód czy nowy dom.
Konflikt pojawi się wówczas,
gdy dziecko będzie chciało zjeść posiłek o innej porze niż rodzice, bądź odmówi
zjedzenia obiadu, który z wysiłkiem przygotowała matka („przecież wiesz, że nie
lubię brokułów, dlaczego wciąż je gotujesz???”, lub – „wcale nie mam ochoty na
mięso, zrób mi coś innego!”). Konflikt pojawi się również wtedy, gdy rodzice
nie będą zgodni co do wielkości czy marki samochodu, a dziecko, dajmy na to,
nie zgodzi się wyprowadzić do nowego miasta.
Przykłady sytuacji
konfliktowych na linii rodzic – dziecko można mnożyć: dziecko upiera się,
że nie włoży czapki w wietrzny dzień, nie chce chodzić na dodatkowe zajęcia z
angielskiego, za które matka już zapłaciła; nastolatek pomimo wielu próśb (i
gróźb) nadal wraca później niż wspólnie ustalił z rodzicami, nie sprząta
po sobie w pokoju, nie chce odrabiać lekcji, wagaruje. Z sytuacją
konfliktową mamy do czynienia również wtedy, gdy dziecko odmawia zerwania kontaktów
z przyjaciółmi, którzy zdaniem rodziców mają na nie zły wpływ, bądź pomimo
zastosowania różnych wychowawczych środków (najczęściej nagród i kar) dziecko
nadal sięga po używki, tj., papierosy, alkohol, narkotyki, bądź spędza kilka
godzin przed komputerem/telewizorem nie wykazując innej aktywności.
Ale – uwaga – sytuacja
konfliktowa może być również mniej dramatyczna: np. spiesząca się do pracy
matka ponagla dziecko, które nie chce jechać do babci, ojciec chce, by córka
przestała malować paznokcie do szkoły, bądź wymaga tego, by więcej pomagała
matce w zajęciach domowych; matka chciałaby, aby jej dziecko nie
wchodziło na dywan w brudnych butach, słuchało uważniej niż do tej pory (jej
zdaniem w sposób niewystarczający), ojciec zaś, by dzieci nie kopały siedzeń w
samochodzie, nie „pożyczały” bez pytania jego telefonu/laptopa. I tak dalej …
Kilka podanych przeze mnie
przykładów dowodzi, że istotą konfliktów występujących w relacji rodzice –
dzieci, jest zderzenie ich potrzeb. Słowem: dziecko zachowuje się w sposób
sprzeczny z potrzebami rodzica.
To, czy konflikt będzie konstruktywny (poprowadzi
nas ku lepszym stosunkom z dzieckiem, wzmocni więzi) czy też destruktywny (wprowadzi
wrogość, nienawiść, pogorszy stosunki w rodzinie) zależy od tego, jak go
rozwiążemy.
Niestety w naszych rodzinach
nadal przeważają dwa, powiedzmy że tradycyjne, sposoby rozwiązywania
konfliktów. Można je zapisać na kontinuum zwycięstwo – porażka.
Sytuacji w której rodzic
zwycięża nie trzeba komentować. Rodzic, używając swojego autorytetu opartego na
władzy rodzicielskiej „zwycięża”: dziecko zakłada czapkę, przestaje malować
paznokcie do szkoły, wyłącza telewizor/komputer, przestaje spotykać się z
niewygodnymi dla rodzica przyjaciółmi, zaczyna odrabiać lekcje, chodzi na
angielski (albo też udaje przed rodzicem, że to robi). Słowem: dziecko przegrywa
i ustępuje, a rodzic z satysfakcją stwierdza, że nadal ma wpływ na
dziecko, które dzięki jego „zabiegom” jest posłuszne.
Czy to rozwiązanie jest
dobre?
Zdecydowanie nie. Po
pierwsze mamy rodzica, który wymusił posłuszeństwo dzięki sprawowanej rodzicielskiej
władzy. Z całą pewnością wiele go to kosztowało (taka rozmowa nie była
przyjemna ani dla dziecka, ani dla rodzica) musiał tez wiele poświęcić.
Wyobraźmy sobie matkę, która spieszy się do pracy i ponagla dziecko, które nie
chce iść do babci:
Matka: No szybciej,
przez ciebie nie zdążę.
Dziecko: Mamo, ale ja
nie chcę iść do babci…
Matka: Dalej, wyłącz
telewizor i wkładaj te buty.
Dziecko: Mamo, a nie
mogłabym zostać sama w domu?
Matka: Nie! Czy ty nie
rozumiesz, że ja się spieszę, czy chociaż raz mogłabyś mnie posłuchać?
Dziecko: Ale …
Matka: Żadnych ale! Jak
w tej chwili się nie ubierzesz i nie wyjdziesz nie będziesz oglądała telewizora
przez cały tydzień, albo i dłużej!
Dziecko: No dobra, już
idę.
Matka: No! I koleżanki
też wybij sobie z głowy, ja się dla ciebie poświęcam, nie idę do pracy z
przyjemności, a ty co?
Dziecko już ubrane wychodzi.
Przekonywanie, grożenie,
próba manipulacji, osądzanie – oto metody, którymi rodzic osiągnął zwycięstwo.
Pokonane dziecko wyszło z domu i zapewne pojechało do babci, ale czy
zrozumiało, jak bardzo matka bała się spóźnienia w pracy? Jak bardzo zależało
jej na właściwej opiece nad córką? Wątpię. Taka metoda rozwiązania konfliktu
może i jest skuteczna, ale na chwilę, a właściwie to do czasu aż dziecko
przestanie być zależne od matki i będzie mogło samo decydować o sobie. Gdy
rodzic straci „władzę rodzicielską” z autorytetu nie pozostanie nic poza urazą.
Scenariusz przedstawiony
jako drugi również nie wymaga długiego komentarza. Tu „pokonany” zostaje
rodzic. Posłużmy się wyobraźnią:
Ojciec prosi córkę, by
przestała malować paznokcie do szkoły. Ich rozmowa mogłaby wyglądać
następująco:
Ojciec: Chciałbym, żebyś
przestała malować paznokcie do szkoły.
Dziecko: Tato, daj
spokój. Wszystkie dziewczyny teraz tak chodzą.
Ojciec: Ale to
niedopuszczalne! Nie do pomyślenia, co się teraz dzieje! Ja w twoim wieku…
Dziecko: Tato, ale
czasy się zmieniły, teraz w szkole każdy chodzi ubrany i umalowany jak chce.
Zresztą jak mi nie pozwolisz, ja i tak je pomaluję u Baśki!
Ojciec: No więc dobrze,
idź jak chcesz.
W tej konfrontacji rodzic
został pokonany. Dziecko, głównie dzięki metodzie szantażu, zwyciężyło. Sprawa
wydawałaby się na tyle błaha, że nie warto było rodzicowi brnąć dalej w
konflikt. Ile razy sami pozwalamy sobie na takie zachowanie mówiąc: - a
idź już sobie i daj mi spokój! - no dobrze, weź mój telefon (lub inną rzecz), -
włącz sobie ten przeklęty telewizor! - zrobimy jak chcesz, tylko przestać
krzyczeć/płakać/tupać/bić (w przypadku mniejszych dzieci). Tu dziecko ma władzę
nad rodzicami – i nie waha się korzystać z niej, by zaspokoić swoje potrzeby
kosztem rodzica. W taki właśnie sposób rozwija się w dziecku egoizm a zanika
poczucie kontroli na własnym zachowaniem.
Częste stosowanie
scenariusza I (zwycięstwo rodzica nad dzieckiem) powoduje, że nasze dziecko
stanie się stopniowo: uległe, zastraszone, bierne, zależne, autoagresywne,
podlizujące się, agresywne, mało kreatywne, zamknięte w sobie, nie potrafiące
podjąć żadnej decyzji bez udziału „autorytetu”, nie potrafiące współdziałać.
Z kolei częste ustępowanie
dziecku (scenariusz II, zwycięstwo dziecka) spowoduje, że będzie ono
postrzegane przez otoczenie jako „niewychowane”. Takie dziecko uczy się
bezwzględności (łatwo przyswaja repertuar słów i zachowań zmuszających innych
do zrobienia tego, czego ono pragnie), jest samolubne, rzadko gotowe do pomocy,
pełne pretensji, zdolne do tyranizowania.
***
Rodzice, opiekunowie,
wychowawcy błędnie uważają, że konflikt jest przyczyną większości ich
niepowodzeń wychowawczych. Błąd tego stwierdzenia polega na tym, że to nie
konflikt, ale nieprawidłowe sposoby jego rozwiązania prowadzą w bliższej lub
dalszej konsekwencji do porażki. Samo zderzenie potrzeb dziecka i rodzica nie
powinno być postrzegane jako coś negatywnego, zagrażającego integralności
rodziny. Wszak każdy z nas jest inny i niepowtarzalny, każdy z nas ma swoje
potrzeby, swoje przemyślenia, uczucia, postawy, sposoby reagowania na stres,
porażkę i sukces, swoje plany i zamierzenia. To, co jest ważne dla rodzica (na
przykład piątka z matematyki lub historii) nie zawsze musi być ważne dla
dziecka (które woli zajęcia manualne, np. plastykę lub orgiami). Ścieramy się i
ścierać będziemy każdego dnia na wielu płaszczyznach: to normalna sytuacja.
Rodzice muszą zatem nauczyć
się takich sposobów porozumiewania się z własnymi dziećmi, które pozwolą
zachować godność wszystkim stronom konfliktu i umożliwią konstruktywne
rozwiązanie.
Twórcze rozwiązywanie
konfliktów to zagadnienie, któremu poświęca się obecnie wiele miejsca zarówno w
teorii jak i praktyce pedagogicznej. Tu nie ma gotowych „najlepszych”
rozwiązań; tak, jak rodzic nie powinien „podawać” dziecku gotowego (ale
swojego) rozwiązania, tak i ja nie wskażę państwu gotowych wyjść z sytuacji
konfliktowej. Najlepsze rozwiązanie to takie, które zostało ustalone wspólnie,
na drodze współdziałania, przez rodzica i dziecko.
Warto przy tym pamiętać, że
to co przyniosło sukces jednej rodzinie niekoniecznie przysłuży się drugiej.
Autor: dr Małgorzata Lis
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli napiszesz parę słów, czy podoba Ci się materiał, artykuł itp.