Konflikt w rodzinie, Cz. I. Rodzice i dziecko.


       Nie ma takiego rodzica, który w swojej praktyce wychowawczej nie miałby do czynienia z konfliktem. Konflikt był, jest i będzie wpisany w nasze codzienne życie - pojawi się wszędzie tam, gdzie dwoje lub więcej osób podejmie próbę wzajemnego kontaktu w związku z zaspokojeniem własnych potrzeb.
Nie ma problemu wtedy, gdy rodzice i dzieci dążą do tego samego – np. wspólnie przygotowują kolację, by zaspokoić potrzebę głodu; wspólnie wybierają nowy samochód czy nowy dom. 
Konflikt pojawi się wówczas, gdy dziecko będzie chciało zjeść posiłek o innej porze niż rodzice, bądź odmówi zjedzenia obiadu, który z wysiłkiem przygotowała matka („przecież wiesz, że nie lubię brokułów, dlaczego wciąż je gotujesz???”, lub – „wcale nie mam ochoty na mięso, zrób mi coś innego!”). Konflikt pojawi się również wtedy, gdy rodzice nie będą zgodni co do wielkości czy marki samochodu, a dziecko, dajmy na to, nie zgodzi się wyprowadzić do nowego miasta.
Przykłady sytuacji konfliktowych na linii rodzic – dziecko można mnożyć:  dziecko upiera się, że nie włoży czapki w wietrzny dzień, nie chce chodzić na dodatkowe zajęcia z angielskiego, za które matka już zapłaciła; nastolatek pomimo wielu próśb (i gróźb)  nadal wraca później niż wspólnie ustalił z rodzicami, nie sprząta po sobie w pokoju, nie chce odrabiać lekcji, wagaruje.  Z sytuacją konfliktową mamy do czynienia również wtedy, gdy dziecko odmawia zerwania kontaktów z przyjaciółmi, którzy zdaniem rodziców mają na nie zły wpływ, bądź pomimo zastosowania różnych wychowawczych środków (najczęściej nagród i kar) dziecko nadal sięga po używki, tj., papierosy, alkohol, narkotyki, bądź spędza kilka godzin przed komputerem/telewizorem nie wykazując innej aktywności.
Ale – uwaga – sytuacja konfliktowa może być również mniej dramatyczna: np. spiesząca się do pracy matka ponagla dziecko, które nie chce jechać do babci, ojciec chce, by córka przestała malować paznokcie do szkoły, bądź wymaga tego, by więcej pomagała matce w zajęciach domowych;  matka chciałaby, aby jej dziecko nie wchodziło na dywan w brudnych butach, słuchało uważniej niż do tej pory (jej zdaniem w sposób niewystarczający), ojciec zaś, by dzieci nie kopały siedzeń w samochodzie, nie „pożyczały” bez pytania jego telefonu/laptopa. I tak dalej …
Kilka podanych przeze mnie przykładów dowodzi, że istotą konfliktów występujących w relacji rodzice – dzieci, jest zderzenie ich potrzeb. Słowem: dziecko zachowuje się w sposób sprzeczny z potrzebami rodzica.
 




To, czy konflikt będzie konstruktywny (poprowadzi nas ku lepszym stosunkom z dzieckiem, wzmocni więzi) czy też destruktywny (wprowadzi wrogość, nienawiść, pogorszy stosunki w rodzinie) zależy od tego, jak go rozwiążemy.
Niestety w naszych rodzinach nadal przeważają dwa, powiedzmy że tradycyjne, sposoby rozwiązywania konfliktów. Można je zapisać na kontinuum zwycięstwo – porażka.


















Sytuacji w której rodzic zwycięża nie trzeba komentować. Rodzic, używając swojego autorytetu opartego na władzy rodzicielskiej „zwycięża”: dziecko zakłada czapkę, przestaje malować paznokcie do szkoły, wyłącza telewizor/komputer, przestaje spotykać się z niewygodnymi dla rodzica przyjaciółmi, zaczyna odrabiać lekcje, chodzi na angielski (albo też udaje przed rodzicem, że to robi). Słowem: dziecko przegrywa i ustępuje, a rodzic z satysfakcją stwierdza, że nadal ma wpływ na dziecko,  które dzięki jego „zabiegom” jest posłuszne.
Czy to rozwiązanie jest dobre?
Zdecydowanie nie. Po pierwsze mamy rodzica, który wymusił posłuszeństwo dzięki sprawowanej rodzicielskiej władzy. Z całą pewnością wiele go to kosztowało (taka rozmowa nie była przyjemna ani dla dziecka, ani dla rodzica) musiał tez wiele poświęcić. Wyobraźmy sobie matkę, która spieszy się do pracy i ponagla dziecko, które nie chce iść do babci:
Matka: No szybciej, przez ciebie nie zdążę.
Dziecko: Mamo, ale ja nie chcę iść do babci…
Matka: Dalej, wyłącz telewizor i wkładaj te buty.
Dziecko: Mamo, a nie mogłabym zostać sama w domu?
Matka: Nie! Czy ty nie rozumiesz, że ja się spieszę, czy chociaż raz mogłabyś mnie posłuchać?
Dziecko: Ale …
Matka: Żadnych ale! Jak w tej chwili się nie ubierzesz i nie wyjdziesz nie będziesz oglądała telewizora przez cały tydzień, albo i dłużej!
Dziecko: No dobra, już idę.
Matka: No! I koleżanki też wybij sobie z głowy, ja się dla ciebie poświęcam, nie idę do pracy z przyjemności, a ty co?
Dziecko już ubrane wychodzi.
Przekonywanie, grożenie, próba manipulacji, osądzanie – oto metody, którymi rodzic osiągnął zwycięstwo. Pokonane dziecko wyszło z domu i zapewne pojechało do babci, ale czy zrozumiało, jak bardzo matka bała się spóźnienia w pracy? Jak bardzo zależało jej na właściwej opiece nad córką? Wątpię. Taka metoda rozwiązania konfliktu może i jest skuteczna, ale na chwilę, a właściwie to do czasu aż dziecko przestanie być zależne od matki i będzie mogło samo decydować o sobie. Gdy rodzic straci „władzę rodzicielską” z autorytetu nie pozostanie nic poza urazą. 



Scenariusz przedstawiony jako drugi również nie wymaga długiego komentarza. Tu „pokonany” zostaje rodzic. Posłużmy się wyobraźnią:
Ojciec prosi córkę, by przestała malować paznokcie do szkoły.  Ich rozmowa mogłaby wyglądać następująco:
Ojciec: Chciałbym, żebyś przestała malować paznokcie do szkoły.
Dziecko: Tato, daj spokój. Wszystkie dziewczyny teraz tak chodzą.
Ojciec: Ale to niedopuszczalne! Nie do pomyślenia, co się teraz dzieje! Ja w twoim wieku…
Dziecko: Tato, ale czasy się zmieniły, teraz w szkole każdy chodzi ubrany i umalowany jak chce. Zresztą jak mi nie pozwolisz, ja i tak je pomaluję u Baśki!
Ojciec: No więc dobrze, idź jak chcesz.
W tej konfrontacji rodzic został pokonany. Dziecko, głównie dzięki metodzie szantażu, zwyciężyło. Sprawa wydawałaby się na tyle błaha, że nie warto było rodzicowi brnąć dalej w konflikt.  Ile razy sami pozwalamy sobie na takie zachowanie mówiąc: - a idź już sobie i daj mi spokój! - no dobrze, weź mój telefon (lub inną rzecz), - włącz sobie ten przeklęty telewizor! - zrobimy jak chcesz, tylko przestać krzyczeć/płakać/tupać/bić (w przypadku mniejszych dzieci). Tu dziecko ma władzę nad rodzicami – i nie waha się korzystać z niej, by zaspokoić swoje potrzeby kosztem rodzica. W taki właśnie sposób rozwija się w dziecku egoizm a zanika poczucie kontroli na własnym zachowaniem.
Częste stosowanie scenariusza I (zwycięstwo rodzica nad dzieckiem) powoduje, że nasze dziecko stanie się stopniowo: uległe, zastraszone, bierne, zależne, autoagresywne, podlizujące się, agresywne, mało kreatywne, zamknięte w sobie, nie potrafiące podjąć żadnej decyzji bez udziału „autorytetu”, nie potrafiące współdziałać.
Z kolei częste ustępowanie dziecku (scenariusz II, zwycięstwo dziecka) spowoduje, że będzie ono postrzegane przez otoczenie jako „niewychowane”. Takie dziecko uczy się bezwzględności (łatwo przyswaja repertuar słów i zachowań zmuszających innych do zrobienia tego, czego ono pragnie), jest samolubne, rzadko gotowe do pomocy, pełne pretensji, zdolne do tyranizowania. 
 

***
Rodzice, opiekunowie, wychowawcy błędnie uważają, że konflikt jest przyczyną większości ich niepowodzeń wychowawczych. Błąd tego stwierdzenia polega na tym, że to nie konflikt, ale nieprawidłowe sposoby jego rozwiązania prowadzą w bliższej lub dalszej konsekwencji do porażki. Samo zderzenie potrzeb dziecka i rodzica nie powinno być postrzegane jako coś negatywnego, zagrażającego integralności rodziny. Wszak każdy z nas jest inny i niepowtarzalny, każdy z nas ma swoje potrzeby, swoje przemyślenia, uczucia, postawy, sposoby reagowania na stres, porażkę i sukces, swoje plany i zamierzenia. To, co jest ważne dla rodzica (na przykład piątka z matematyki lub historii) nie zawsze musi być ważne dla dziecka (które woli zajęcia manualne, np. plastykę lub orgiami). Ścieramy się i ścierać będziemy każdego dnia na wielu płaszczyznach: to normalna sytuacja.
Rodzice muszą zatem nauczyć się takich sposobów porozumiewania się z własnymi dziećmi, które pozwolą zachować godność wszystkim stronom konfliktu i umożliwią konstruktywne rozwiązanie.

Twórcze rozwiązywanie konfliktów to zagadnienie, któremu poświęca się obecnie wiele miejsca zarówno w teorii jak i praktyce pedagogicznej. Tu nie ma gotowych „najlepszych” rozwiązań;  tak, jak rodzic nie powinien „podawać” dziecku gotowego (ale swojego) rozwiązania, tak i ja nie wskażę państwu gotowych wyjść z sytuacji konfliktowej. Najlepsze rozwiązanie to takie, które zostało ustalone wspólnie, na drodze współdziałania, przez rodzica i dziecko.
Warto przy tym pamiętać, że to co przyniosło sukces jednej rodzinie niekoniecznie przysłuży się drugiej. 


Autor: dr Małgorzata Lis
Share on Google Plus

About Admin

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli napiszesz parę słów, czy podoba Ci się materiał, artykuł itp.